Chcesz być zdrowy i wiecznie młody? Pij surową wodę.
SUROWA WODA
Hitem XXI wieku stał się wynalazek "Live Water" czyli nic innego jak surowa woda właśnie. Wydawać by się mogło, że to idealny sposób na to, aby w dość szybkim czasie doprowadzić do jakiejś mniej lub groźnej w skutkach epidemii, ale amerykanie ogłupieli i oszaleli na punkcie tego cudownego produktu. Choć słowo produkt jest w tym wypadku chyba nieco nad wyrost.
Producent Live Water https://livespringwater.com/ przekonuje, że dzięki temu, że jest ona niefiltrowana, niesterylizowana i w żaden sposób nieoczyszczana jest ona doskonała do picia dla każdego.
Ten cud natury w 100% bio, eko i trendy jest bez wątpienia produktem doskonałym i mającym ogromny wpływ na nasze zdrowie.
Aby być dokładnym należy jednak dodać, że wpływ ten zdecydowanie trudno uznać za pozytywny. W najlepszym razie może on się okazać obojętny, gdy akurat nie trafimy na szczepy bakterii E.coli, entorokoki kałowe lub inne paskudztwo w takim dosłownie "żywym płynie".
Surowa woda jest reklamowana jako autentyk, powrót do natury, jedyny napój posiadający wszystkie składniki odżywcze, mineralne i probiotyki - których filtrowana i oczyszczona chemicznie woda nie posiada. Zachwala się jej bogactwo w potas, sód, wapń, magnez i chlor. Twórca Live Water Mukhande Singh jak widać dość skutecznie przekonał wszystkich, że jego wynalazek jest lepszy od wód butelkowanych i zwykłej kranówki głównie dlatego, że nie zawiera środków stosowanych do uzdatniania takowej wody - chlorków czy fluoru.
No cóż, tutaj ten Pan się nieco zagalopował, bo ta woda posiada i jedno i drugie - podobnie jak wody butelkowane i kranowe - co więcej, w bardzo podobnych ilościach. Skąd to wiadomo? Na stronie producent sam zamieścił wyniki badań swojej wody. Wystarczy je porównać chociażby z wynikami badań wody kranowej z różnych ujęć lub butelkowanych (od producentów lub z badań niezależnych). Ja porównałam z wynikami badań jakie wykonał Sanepid na zlecenie MPWiK w Lęborku https://www.wodociagi.lebork.pl/dla-klienta/komunikat-o-jakosci-wody/ i z wodami butelkowanymi właśnie. Biorąc pod uwagę to, że przynajmniej w Polsce uzdatnianie wody odbywa się coraz częściej z wykorzystaniem ozonowania, a nie chlorowania to jej jakość również zyskuje. Odżelazianie i odmanganianie z powodzeniem wykonuje się wodę napowietrzając i filtrując mechanicznie.
Wyniki badań zamieszczone na stronie producenta pokazują również parametr dotyczący obecności bakterii z grupy coli - jaki jest jednak wynik nie umiem ocenić gdyż nie sprecyzowano co oznacza wartość A. Jest to przy tym jedynie jeden rodzaj bakterii i to tylko zbiorczy. A gdzie wyszczególnienie Escherichia coli (pałeczki okrężnicy), enterokoki kałowe, clostridium perfingers (laseczki zgorzeli gazowej)?
Przeglądając wyniki badań surowej wody, wód kranowych jakie mamy w Polsce i wód butelkowanych dostępnych w sklepach nasuwa się pytanie: po co to wszystko skoro nie widać różnicy? Dlaczego narażać się na ewentualne zatrucie, skoro skład tej wody niczym nadzwyczajnym się nie wyróżnia?
Poza widocznymi ilościami sodu, wapnia, potasu i magnezu jest to teoretycznie to samo - tyle tylko, że nieprzebadane pod kątem zanieczyszczeń organicznych lub uzdatnione, ale w tajemnicy przed klientem. Z drugiej strony, taka niewielka ilość tych składników jest zdecydowanie niższa niż w przypadku wód mineralnych, a nawet wielu kranowych i dla prawidłowego funkcjonowania organizmu ma raczej wartość znikomą. Dla przykładu porównam tylko sód, magnez i wapń. Sód - 12,2 mg/L to znacznie poniżej wartości 20 mg/L oznaczającego wody niskosodowe. Magnez 5,69 mg/L przy dziennym zapotrzebowaniu dla osoby dorosłej na poziomie 300-350 mg magnezu sprawia, że aby uzupełnić magnez taką wodą trzeba by wypić dziennie ponad 50 litrów tej wody. Wody mineralne oznaczone jako zawierające magnez mają zawartość magnezu na poziomie 50 mg/L. Wapń 5,8 mg/L przy zapotrzebowaniu w zależności od wieku i płci od 600 do 1200 mg wypada jeszcze gorzej. Wody mineralne uznawane za wodę zawierającą wapń powinny mieć go 150 mg/L.
Woda taka pod względem składu jest więc znacznie gorsza niż wiele kranówek, wód źródlanych i wód mineralnych dostępnym zarówno w Polsce jak i na świecie.
No gdyby chociaż tą wodę rozdawali za darmo, to można by uznać, że jest lepsza niż woda z kałuży. Ale koszt tego cudu oczywiście mały nie jest. Szklana 2,5 galonowa butla (mniej więcej 9,5 litra) wypełniona surową wodą to koszt 77$, pusta szklana butla to 48$. Przy zakupie większej ilości jest oczywiście nieco taniej. Ale to nadal kilkadziesiąt złotych (w przeliczeniu) za litr wody. Przy cenie wody butelkowanej w Polsce na poziomie kilku złotych i kranowej kilku groszy naprawdę nie ma zupełnie sensu. A jednak, tak samo jak jest armia płaskoziemców, wyznawców chemtrailsów, antyszczepionkowców tak i amatorzy surowej wody jak widać też są. Wydaje mi się, że ta woda mogłaby się idealnie nadawać do popijania lewoskrętnej witaminy C - podobny poziom absurdu naukowego.
Termin przydatności surowej wody podawany przez Pana Mukhande Singha oczywiście też jest górnolotnie opisywany. Wg niego jest ona zdatna do spożycia przez jeden cykl Księżyca - bo oczywiście trudno jest powiedzieć, że przez 4 tygodnie lub miesiąc. Lepiej operować fazami Księżyca, bo to przecież lepiej brzmi.
No i w taki oto sposób pogrzebano zdobycze cywilizacyjne i starożytne praktyki. Już bowiem wiele wieków przez naszą erą wiedziano, że wodę bezpieczniej jest przegotować aby nie nabawić się jakiegoś paskudztwa. Wodę przecedzano przez różne filtry, aby ją oczyszczać, przesączano przez warstwy piasków o różnej gramaturze, odparowywano. Rzadko też tak naprawdę pito samą wodę, najczęściej poddawano ją różnym obróbkom - np. ważono piwo, produkowano wino lub miód pitny i takimi napojami gaszono pragnienie. A tutaj proszę, za krocie sprzedawany jest produkt jakościowo znacznie gorszy od tego co każdy z nas ma we własnym kranie w domu i do tego wmawia się, że jest to panaceum na całe zło tego świata. Sprytne czy absurdalne?
Ten cud natury w 100% bio, eko i trendy jest bez wątpienia produktem doskonałym i mającym ogromny wpływ na nasze zdrowie.
Aby być dokładnym należy jednak dodać, że wpływ ten zdecydowanie trudno uznać za pozytywny. W najlepszym razie może on się okazać obojętny, gdy akurat nie trafimy na szczepy bakterii E.coli, entorokoki kałowe lub inne paskudztwo w takim dosłownie "żywym płynie".
Surowa woda jest reklamowana jako autentyk, powrót do natury, jedyny napój posiadający wszystkie składniki odżywcze, mineralne i probiotyki - których filtrowana i oczyszczona chemicznie woda nie posiada. Zachwala się jej bogactwo w potas, sód, wapń, magnez i chlor. Twórca Live Water Mukhande Singh jak widać dość skutecznie przekonał wszystkich, że jego wynalazek jest lepszy od wód butelkowanych i zwykłej kranówki głównie dlatego, że nie zawiera środków stosowanych do uzdatniania takowej wody - chlorków czy fluoru.
No cóż, tutaj ten Pan się nieco zagalopował, bo ta woda posiada i jedno i drugie - podobnie jak wody butelkowane i kranowe - co więcej, w bardzo podobnych ilościach. Skąd to wiadomo? Na stronie producent sam zamieścił wyniki badań swojej wody. Wystarczy je porównać chociażby z wynikami badań wody kranowej z różnych ujęć lub butelkowanych (od producentów lub z badań niezależnych). Ja porównałam z wynikami badań jakie wykonał Sanepid na zlecenie MPWiK w Lęborku https://www.wodociagi.lebork.pl/dla-klienta/komunikat-o-jakosci-wody/ i z wodami butelkowanymi właśnie. Biorąc pod uwagę to, że przynajmniej w Polsce uzdatnianie wody odbywa się coraz częściej z wykorzystaniem ozonowania, a nie chlorowania to jej jakość również zyskuje. Odżelazianie i odmanganianie z powodzeniem wykonuje się wodę napowietrzając i filtrując mechanicznie.
Wyniki badań zamieszczone na stronie producenta pokazują również parametr dotyczący obecności bakterii z grupy coli - jaki jest jednak wynik nie umiem ocenić gdyż nie sprecyzowano co oznacza wartość A. Jest to przy tym jedynie jeden rodzaj bakterii i to tylko zbiorczy. A gdzie wyszczególnienie Escherichia coli (pałeczki okrężnicy), enterokoki kałowe, clostridium perfingers (laseczki zgorzeli gazowej)?
Przeglądając wyniki badań surowej wody, wód kranowych jakie mamy w Polsce i wód butelkowanych dostępnych w sklepach nasuwa się pytanie: po co to wszystko skoro nie widać różnicy? Dlaczego narażać się na ewentualne zatrucie, skoro skład tej wody niczym nadzwyczajnym się nie wyróżnia?
Poza widocznymi ilościami sodu, wapnia, potasu i magnezu jest to teoretycznie to samo - tyle tylko, że nieprzebadane pod kątem zanieczyszczeń organicznych lub uzdatnione, ale w tajemnicy przed klientem. Z drugiej strony, taka niewielka ilość tych składników jest zdecydowanie niższa niż w przypadku wód mineralnych, a nawet wielu kranowych i dla prawidłowego funkcjonowania organizmu ma raczej wartość znikomą. Dla przykładu porównam tylko sód, magnez i wapń. Sód - 12,2 mg/L to znacznie poniżej wartości 20 mg/L oznaczającego wody niskosodowe. Magnez 5,69 mg/L przy dziennym zapotrzebowaniu dla osoby dorosłej na poziomie 300-350 mg magnezu sprawia, że aby uzupełnić magnez taką wodą trzeba by wypić dziennie ponad 50 litrów tej wody. Wody mineralne oznaczone jako zawierające magnez mają zawartość magnezu na poziomie 50 mg/L. Wapń 5,8 mg/L przy zapotrzebowaniu w zależności od wieku i płci od 600 do 1200 mg wypada jeszcze gorzej. Wody mineralne uznawane za wodę zawierającą wapń powinny mieć go 150 mg/L.
Woda taka pod względem składu jest więc znacznie gorsza niż wiele kranówek, wód źródlanych i wód mineralnych dostępnym zarówno w Polsce jak i na świecie.
No gdyby chociaż tą wodę rozdawali za darmo, to można by uznać, że jest lepsza niż woda z kałuży. Ale koszt tego cudu oczywiście mały nie jest. Szklana 2,5 galonowa butla (mniej więcej 9,5 litra) wypełniona surową wodą to koszt 77$, pusta szklana butla to 48$. Przy zakupie większej ilości jest oczywiście nieco taniej. Ale to nadal kilkadziesiąt złotych (w przeliczeniu) za litr wody. Przy cenie wody butelkowanej w Polsce na poziomie kilku złotych i kranowej kilku groszy naprawdę nie ma zupełnie sensu. A jednak, tak samo jak jest armia płaskoziemców, wyznawców chemtrailsów, antyszczepionkowców tak i amatorzy surowej wody jak widać też są. Wydaje mi się, że ta woda mogłaby się idealnie nadawać do popijania lewoskrętnej witaminy C - podobny poziom absurdu naukowego.
Termin przydatności surowej wody podawany przez Pana Mukhande Singha oczywiście też jest górnolotnie opisywany. Wg niego jest ona zdatna do spożycia przez jeden cykl Księżyca - bo oczywiście trudno jest powiedzieć, że przez 4 tygodnie lub miesiąc. Lepiej operować fazami Księżyca, bo to przecież lepiej brzmi.
No i w taki oto sposób pogrzebano zdobycze cywilizacyjne i starożytne praktyki. Już bowiem wiele wieków przez naszą erą wiedziano, że wodę bezpieczniej jest przegotować aby nie nabawić się jakiegoś paskudztwa. Wodę przecedzano przez różne filtry, aby ją oczyszczać, przesączano przez warstwy piasków o różnej gramaturze, odparowywano. Rzadko też tak naprawdę pito samą wodę, najczęściej poddawano ją różnym obróbkom - np. ważono piwo, produkowano wino lub miód pitny i takimi napojami gaszono pragnienie. A tutaj proszę, za krocie sprzedawany jest produkt jakościowo znacznie gorszy od tego co każdy z nas ma we własnym kranie w domu i do tego wmawia się, że jest to panaceum na całe zło tego świata. Sprytne czy absurdalne?
Zostaw komentarz